czwartek, 11 listopada 2010

Przybieżeli do marketu naiwni...

Miały być dzisiaj zdjęcia, bo nadal mam niechęć do pisania, jednak aparat odmówił współpracy, mam nadzieje, że jeszcze nie ostatecznie. Więc tylko musicie przyjąć na słowo, że muffinki wyglądały równie apetyczne jak smakowały, a chleb wreszcie pierwszy raz wyrósł na samym zakwasie, bez drożdży. Płaski, ale jednak wyrósł, a smak po prostu niebiański :) A kartki pokażę jak mi się uda zorganizować jakiś sprzęcior.

Tak przy okazji naszła mnie refleksja. Z roku na rok coraz bardziej komercjalizują się święta, a najbardziej chyba Boże Narodzenie. jeszcze na dobre nie skończą się wyprzedaże zniczy po Wszystkich Świętych a już słychać "jingle bells", zaczynają się promocje prezentów i w magazynach odkurzane są choinki. Co roku strasznie mnie to wkurza, no bo bez przesady, 2 miesiące świąt?! Toż przecież do mikołajek już obrzydzenia się nabierze, a tu jeszcze przecież prawie miesiąc dłużej! Zawsze staraliśmy się omijać ten harmider, unikać zalewu "Magic time" dopóki naprawdę nie przyjdzie na to czas.

Odwiedzając przez ostatnie kilka tygodni blogi craftowe, na pierwsze produkcje świąteczne trafiłam....końcem września!!! To fakt, że październik zdominowany został przez jesień, liście i Halloween, niemniej jednak co jakiś czas w postach zakwitały poinsettie, pokazywały się choinki i jowialni, brodaci staruszkowie. No to, że w sklepach oferujących papiery i przydasie, jeszcze przełknęłam, bo to sam koniec łańcuszka, produkt musi trafić do scraperki, czas na przesyłkę itp. Niemniej jednak bardzo szybko prace o tematyce bożonarodzeniowej zaczęły się pojawiać na blogach, z wytłumaczeniem "bo ja przecież muszę tego zrobić xx-set". W ostatnim tygodniu to już chyba u wszystkich bombki, kartki i aniołki.

No i tak z tego patrzenia "znieczuliłam się" do tego stopnia, że sama machnęłam kartki świąteczne, zaopatrzyłam się w kulki styropianowe a dzisiaj w sklepie zapakowałam do koszyka ozdoby świąteczne... Krótko mówiąc, wieczorem zdałam sobie sprawę, że chyba się poddałam ogólnej gorączce, i wcale mi się to nie podoba. A tytuł i podsumowujący cytat pochodzą ze zbioru opowiadań, które ostatnio czytałam - "Wypychacz zwierząt" Jarosława Grzędowicza. Więcej o książce na moim drugim blogu - W wolnym czasie

(...) A potem zobaczył, że postać stojąca przy lodówce niczym wyrośnięty krasnal, dokładnie tak jak w reklamie, jest lekko przezroczysta. Wtedy zrozumiał, że chyba jednak śpi. Mikołaj napił się mleka, odstawił karton do lodówki i spojrzał na Tomka. (...) Słyszał dzwonki. Rytmiczne pobrzękiwanie wielu blaszanych dzwonków, jak u końskiej uprzęży. Mikołaj nucił, mijając go w korytarzu i idąc do salonu. jednak to, co nucił, choć miało znajome melodie, tylko brzmiało jak kolędy. W kompletnym osłupieniu Tomek pojął, że tamten śpiewa... reklamy. "Pójdźmy wszyscy po kredyty!", "Przybieżeli do marketu z ku-po-nem!"
Lampki na choince zapłonęły czerwienia i złotem, półprzezroczysty Mikołaj krzątał się układając prześwitujące, nierzeczywiste paczki.Wyglądało, że jest tam telefon komórkowy na kartę - zestaw promocyjny, discman, na raty, jeszcze specjalne taryfy i nisko oprocentowane spłaty. Nic nie było naprawdę i za wszystko będzie trzeba płacić jeszcze długo po świętach. i nic z tego nie sprawiało, ze święta miałyby do nich powrócić.

Jarosław Grzędowicz, Wypychacz zwierząt, s 352.

.

1 komentarz:

  1. Masz rację, ja tez mam wrażenie, że wszyscy przy okazji świat tylko czekają, żeby wyrwać nam pieniądze z portfela, no i kto pierwszy, ten lepszy... dlatego ten wyścig. Staram się omijać markety szerokim łukiem i od dawna tłumaczę córce, że Jezus przyszedł na świat, aby darować nam zbawienie, a nie okazję do wydawania pieniędzy...

    OdpowiedzUsuń